Płacz towarzyszył mi dzisiaj pół dnia. Przed bliskimi próbowałam ukrywać łzy, w samotności szlochałam, zanosiłam się. Jestem miękka dupa! Przecież to taka kolej rzeczy ... Ktoś odchodzi (umiera), a ktoś przychodzi (rodzi się). Cholera! Dlaczego to tak BOLI?
Gdy trafiła do szpitala z bólem brzucha pod koniec maja, wierzyłam, że góra dwa, trzy dni i wróci do domu. To na pewno zatrucie, jakaś niestrawność, może jelitówka. Niestety, po kilku dniach okazało się, że to rak, nowotwór jelita grubego :( nagle OIOM, śpiączka (spowodowana najprawdopodobnie brakiem podania hormonu na tarczycę, nagle szpital się obudził, że tarczycy nie badali, a przecież wszystkie leki były dane do wglądu). Sepsa, wybudzenie. Szybka operacja, bo guz krwawi (wycięcie kawałka jelita), po dwóch dniach kolejna operacja (wycięcie jelit - stomią). Respirator, bakteria szpitalna. Kilka razy mamy informację, że nie przeżyje nocy, aby się szykować na najgorsze! Nadszedł dzień w którym do izolatki można było wejść w ochronnym fartuchu, czepku i maseczce, pod paznokciami sine, niedotlenienie! Lekarze nie wierzyli, że to przeżyje, a jednak! W końcu przełom, mały progres - wybudzenie ze śpiączki po ponad dwóch miesiącach :(
Nadal respirator, ale jest świadomośc, jest kontakt! Nadzieja była ogromna! Nadszedł dzień odłączenia od respiratora! Udało się!
Po dwóch dniach oddział chirurgii, my pełni nadziei, że idzie coś do przodu. Widzimy napływ energii, chęć kontaktu z otoczeniem, uśmiech. Nie trwało to jednak długo, lekarze obudzili nas ze snu : ,,są przerzuty na wątrobę, zbyt słaba na chemię ". We wtorek pojechała do hospicjum. Tak trudno się z tym pogodzić. Dzisiaj lekarz odebrał nam już nadzieję. Ostatnie stadium raka. Nic już nie możemy zrobić. Odchodzi!
Nie mam odwagi do Niej iść, gryzę się w sobie, że muszę, że powinnam, że jej to się należy, że ona tego potrzebuje! Nie mogę! Nie mogę się jej pokazać w takim stanie! Zadręczam się pytaniami : jak to jest tak świadomie umierać? Po prostu być i czekać na śmierć! Śmierć, która już nadchodzi! Serce mi pęka na milion kawałków! Siło przybywaj, bo albo się wezmę w garść, bo nie chcę do Niej wejść i nie zachować ,,dobrej twarzy do złej gry". Boję się, że wejdę i będę wyć! Lub po prostu nie iść i żyć z wyrzutami sumienia!
Niby obca osoba, była żona brata mojej mamy, a jednak najbliższa i kochana osoba. Najlepsza Ciotka! Kocham! Tęsknię! Przytulam!
;-(